Hej! Jak zapowiadałam, dzisiaj dodaję moje opowiadanie. Nie jest ono jakimś arcydziełem, ale… Chciałam dodać o opowiadanie. Jest dość krótkie, wiem, mimo wszystko dodaję je jednak. Proszę, oto moje opowiadanie:
I nagle wszystkie światła zgasły... Brat Anastazji, Adam, bał się, tak trochę. Jednak Anastazja wiedziała, choć nie wiedziała skąd, że nie powinna się bać. Nieduży pokoik dzieci pomalowany był na jasny, błękitny kolor, w takiej ciemności potrafił jednak trochę przerazić. Dwójka dzieciaków, dwunastoletnia Nastka i dziesięcioletni Adaś, stała na środku pokoju i trzymała się za ręce. Nastka dodawała w duchu odwagi Adasiowi, który powoli przestawał się bać. W kącie stał kwadratowy stoliczek, a na nim wazon z kwiatami, które Anastazja sama zerwała. Ciemność zdawała się nie mieć końca. Rodzice rodzeństwa spali w swojej sypialni spokojnie, podczas gdy zwykle radosna dwójka nad wyraz poważnie wsłuchiwała się w ciszę, straszniejszą niż hałas. Nawet Anastazja przez chwilę wyczuwała strach, jednak po chwili ustąpił on miejsca odwadze. W końcu strach to element odwagi. Oszałamiająca ciemność człapała w kierunku dwójki rodzeństwa, i kiedy chciała już zawładnąć ich strachem, w całym pokoju zapanowało światło, które oślepiało. Rodzeństwo powoli zaczęło się przyzwyczajać do niego, aż ujrzało przed sobą sylwetkę. Była owiana mgłą, jednak coś, co w niej było, wołało siostrę i brata tak, że nie mogli się temu bezgłośnemu wołaniu oprzeć. Dzieci podeszły i mgła, która wyglądała jak rozlane mleko, powoli zaczęła opadać. Rodzeństwo ujrzało piękną kobietę. Miała złociste włosy, spływające kaskadami na jej ramiona, w których lśniły małe kropelki rosy. Była ubrana w delikatną, asymetryczną sukienkę w kolorze królewskiego błękitu. Jednak najbardziej zadziwiło dzieci to, że posiadała skrzydła. I to nie byle jakie skrzydełka, takie jak mają dzieci na karnawałach w przedszkolu, jedynie wielkie skrzydła, lśniące wszystkimi kolorami tęczy.
W pewnym momencie piękna istota, która nie przypominała nawet człowieka, o oczach w kolorze lazurowego błękitu, w których osoba patrząca w nie po prostu ginęła, w końcu przemówiła:
- Witaj Anastazjo, i witaj Adamie. Przychodzę tu, aby dać wam tego kotka.
Dziwna istota ułożyła na rękach Anastazji małe, śliczne, dwumiesięczne kociątko, które siedziało u niej tak spokojnie, że wydawało się to nawet dziwne. Kotek miał wszystkie kolory, jakie mógł posiadać kot. Miał śliczne, urzekające oczy, które patrzyły tak jakby błagalnie. Piękna kobieta zniknęła, zanim Anastazja zdążyła cokolwiek powiedzieć. A piękny kotek pozostał już z dziećmi.
KONIEC
Hue hue, tylko ja potrafię się kłócić po pokemońsku połączonym z językiem włoskim xD Oczywiście, bardzo mało zaawansowanym (chodzi o włoski);)
Jakby co, moje opowiadanie (tak, to wyżej) napisałam już kiedyś na Facebook’u i opublikowałam tam na mojej niesławnej stronce. Żeby nie było;)
No, co tu jeszcze można napisać… Zaraz pooglądam trochę Ani Mru Mru, a później nie wiem, co robić;) Więc w TYM MIEJSCU nadszedł czas na koniec mojej notki, czy tam postu. Okej, adieu ludziskaaa!
Likierrka;**
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz